literature

W AMOKU Allen x Kanda IV

Deviation Actions

kurosashi's avatar
By
Published:
4K Views

Literature Text

***************************************
W AMOKU

Rozdział IV

Paring: Allen x Kanda

Warning: YAOI
**************************************

    - Co ty tu kurwa robisz? - Kanda nie krył swojego oburzenia na widok Tykiego.
- Jak to co? Przyszedłem do chorego - odpowiedział jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.
- Odwiedzić chorego? - zapytał z niedowierzaniem Kanda.
- No a coś ty taki zdziwiony? Trzeba okazać trochę zainteresowania nowym kolegą - ciemnowłosy uśmiechną się przebiegle. - W końcu wszystkim zależy na tym by jak najszybciej się tu zaaklimatyzował.
Brunet patrzył na niego podejrzliwie, próbując go rozgryźć. Po chwili namysłu wpuścił Tykiego do pokoju i wskazał łóżko na którym spał albinos. Ciemnowłosy usiadł przy łóżku. Kanda dalej patrzył na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem.
- No i co się gapisz - Tyki w końcu nie wytrzymał.
- Zastanawiam się jaki masz w tym cel - chłopak spojrzał na bruneta pytająco. - Nie udawaj, znam cię na tyle długo by wiedzieć, że nie przyszedłeś tu bez powodu.
- No tak, przyszedłem odwiedzić chorego - odpowiedział natychmiast Tyki, udając, że nie ma pojęcia o czym mówi Kanda. - Nie musisz się mną wcale przejmować. Posiedzę tu chwilę, mogę cię zastąpić i poczuwać chwilę nad nim.
- O nie - Kanda kręcił z głową - jeśli myślisz, że cię zostawię z nim samego to się grubo mylisz.
-A co? Boisz się, że mógłbym cię z nim zdradzić - Tyki uśmiechał się parszywie i patrzył na Kandę wyzywająco.
- Chyba śnisz? Czy ty naprawdę myślisz, że obchodzi mnie takie gówno jak ty?
- O! Yuu się złości - zaśmiał się ciemnowłosy.
- Nie mów do mnie po imieniu - wycedził przez zęby brunet, zaciskając dłonie w pięści.
- W takim razie powiedz mi dlaczego boisz się o Allena? Hmm?
- A co cię to kurwa obchodzi?
- Hmm? - Tyki przyjrzał mu się uważnie.- To może masz jakieś szczególne plany dotyczące jego tyłka?
- Kurwa zaraz ci wpierdolę! - Kanda nie krył już swojej złości. - Twierdzisz, że tknął bym tego śmiecia?
- Nic takiego nie mówiłem - Tyki zaczął się głośno  śmiać czym obudził śpiącego Allena.
- Co się dzieje - zapytał mocno zaspany.
- A huj cie to - wycedził  rozzłoszczony Kanda po czym wybiegł z pokoju.
      Allen spojrzał zdezorientowany na dopiero co zamknięte drzwi.  Był kompletnie zagubiony. Nie miał zielonego pojęcia co stało się Kandzie, ale miał niemiłe przeczucie, że ma to bezpośredni związek z nim.
- Nie przejmuj się nim, to tylko stres przed miesiączkowy -zaśmiał się Tyki, czym całkowicie zaskoczył Allena. Dopiero teraz zauważył, że w pokoju znajduje się ktoś jeszcze. Jednak nie był zadowolony z faktu, że tą osobą był ciemnowłosy.
- Co tu robisz? - zapytał złowrogo albinos.
- Przyszedłem cię odwiedzić - uśmiechnął się przyjaźnie starszy chłopak. Allenowi rozszerzyły się oczy ze zdumienia.
- I niby po co - Allen nie krył wrogości wobec gościa. - Przyszedłeś mnie dobić?
- O czym ty mówisz - Tyki był zaskoczony tą sytuacją.
- Jasdero nie zapomniał przekazać pozdrowień - w głosie albinosa wyraźnie dało się wyczuć negatywne emocje. Tyki całkowicie zapomniał, że to dzięki niemu Jasdero dopadło Allena.
- Allen - zaczął spokojnie. - Nie miałem pojęcia, że oni chcieli ci zrobić krzywdę. Gdybym tylko wiedział to nigdy bym nie wskazał im drogi.
- Myślisz, że ci uwierzę - albinos spojrzał na niego kpiąco.
- Nie masz żadnych podstaw, żeby twierdzić inaczej - Tyki nadal patrzył na niego z udawana skruchą.
- Nie, nie mam - zaśmiał się nerwowo Allen. - Oczywiście wyłączając fakt, że pięć minut wcześniej sam chciałeś mnie zabić.
- Allen, ja...
- Daruj sobie - przerwał mu Allen, a ręką wskazał mu drzwi. Zrezygnowany Tyki opuścił jego pokój. " Niech to szlag jasny trafi" pomyślał ciemnowłosy. Nie dość, że Kanda był przeciwko niemu to na dodatek było mało prawdopodobne, by w jakikolwiek sposób zbliżył się do Allena. Musiał szybko coś wymyślić. Musiał szybko pogadać z bratem. Do jego prywatnego pokoju wpadł jak burza.
- Łoł, łoł. Spokojnie - Sheryl zerwał się z fotela, gdzie jak zwykle czytał książkę. Podszedł do swojego brata. - Stało się coś?
- Tak! Dlaczego niby ja mam wykonać to zadanie?! - Tyki spojrzał z wyrzutem na brata. - Nie dam rady.
- Nie pleć głupot - Sheryl chwycił ciemnowłosego za ramiona. - Oczywiście, że dasz radę. Gdyby nie było to możliwe Earl nie wybrałby cię do tego zadania - powiedział z przekonaniem.
- Ale musisz mi pomóc - Tyki patrzył na niego jak na ostatnią deskę ratunku.
- Ok, ok. Tylko powiedz mi dlaczego twierdzisz, że sam nie dasz rady - Sheryl powoli uspokajał brata. Usiedli na kanapie, a starszy Camelot rozlał herbatę do filiżanek.
- Allen mi nie ufa. Wczoraj za dużo mu powiedziałem - Tyki spuścił wzrok.
- To nie powód, żeby się załamywać. Właściwie to żaden powód.
- To nie wszystko. Podejrzewam, że Kanda ma pilnować Walkera na polecenie dyrektora.
- A to już jest duży problem - zasępił się Sheryl.

    Po wyjściu Tykiego Allena dopadł ogromny ból w klatce. Czuł się tak jakby  stu tonowy kamień dociskał go do łóżka. Nie mógł złapać powietrza. Chłopak rozpaczliwie próbował złapać powietrze. Ból był nie do wytrzymania. Albinos zwinął się w kulkę a zaciśnięte dłonie przycisnął do piersi jakby to miało zmniejszyć ból. Po chwili zdał sobie sprawę, że od co najmniej trzydziestu godzin nie brał żądnych dragów. Jak w jakimś szale rzucił się do szafek i zaczął wszystko z nich wywalać. Miał nadzieję, że Kanda coś przeoczył i został gdzieś chociaż jeden jego skarbeniek. Właśnie! Na Allena spłynęło olśnienie. Kanda! Przecież zatrzymał on jedną strzykawkę amfy. Nie zwracając na nic uwagi. Chłopak dopadł szafek bruneta. Wyrzucił z nich wszystko co było możliwe, opróżnił też wszystkie pudełka. Nie znalazł nic. Po chwili namysłu poprzewracał materace na łóżkach. Gdy już wszystko co było możliwe do przeszukania zostało sprawdzone, Allen padł na środek podłogi załamany. Ból stawał się nie do zniesienia, a on nie miał niczego czym mógłby go zlikwidować.

   Kanda wracał do swojego pokoju. Musiał trochę ochłonąć, bo Tyki nieźle go wkurzył. Wiedział, że chłopak dodatkowo go prowokuje, ale nie mógł nic zrobić. Obiecał dziadkowi, że nie będzie zaczynał z klanem Noah. I oczywiście obiecał pilnować Allena. Pieprzony karzeł! Nie dość,  że gardził narkomanami to teraz musi niańczyć jednego z nich. Miał już wszystkiego serdecznie dość i chciał jak najszybciej położyć się w łóżku. Jednak gdy otworzył drzwi pokoju stanął jak wryty. Wszystko było poprzewracane, porozbijane i poszarpane. Jeden wielki chaos. Wszedł do pokoju i zaczął się przez niego przedzierać nie dowierzając własnym oczom. Nagle uderzył w coś leżącego przed nim. Gdy spojrzał w dół zobaczył białą czuprynę kiwającą się rytmicznie w tył i przód. Od razu poznał co to jest. A raczej kto.
- Kurwa Allen! Co tu się stało? - chłopak mu nie odpowiedział.
- Ej co ci jest - Kanda dotknął leżącego Allena czubkiem buta z niemałym obrzydzeniem na twarzy.
- Szukałem czegoś - ledwie usłyszał.
- To  kurwa  ty to wszystko zrobiłeś? Odjebało ci !?! - krzyknął na niego.
- Masz to wszystko wysprzątać, bo jak nie to pożałujesz - wygrażał mu brunet. - I kto ci kurwa pozwolił dotykać moje rzeczy!!! -krzyczał dalej spostrzegłszy swoje ulubione koszule leżące na podłodze. - Słyszysz co do ciebie mówię?
- Słyszę, Kan... - Allen poderwał głowę i spojrzał na bruneta. - Kanda! - krzyknął znienacka.
- A coś ty kurwa myślał, że ufo?! - brunetowi znów powracała złość.
- Kanda! Ty masz moją własność - wypalił nagle. - Żądam żebyś mi ją zwrócił - powiedział dobitnie.
- Że co? Odpierdala ci - Kanda spojrzał na niego zdziwiony. Nie miał zielonego pojęcia o co mu chodzi.
- Strzykawka - powiedział krótko Allen patrząc się na niego wyczekująco. Tym razem brunet zrozumiał.
- Wypierdoliłeś wszystko do góry nogami tylko dla jakiejś marnej strzykawki?! - Kanda dalej nie mógł wyjść ze zdumienia.
- Nie dla jakiejś marnej strzykawki tylko za jej zawartością - powiedział słabszym głosem albinos. - Oddawaj mi ją i to już!
- Jesteś żałosny - Kanda spojrzał z pogardą na młodszego.
- Dobrze. Źle to powiedziałem - brunet znowu nie rozumiał o co chodzi Allenowi. - Kanda, oddaj mi strzykawkę, proszę - albinos nadal miał zacięty wyraz twarzy, a japończyk coraz większe oczy ze zdumienia. Nagle zaczął się śmiać.
- A więc teraz będziesz mnie błagał - szyderczy uśmiech Kandy był coraz większy. - Więc zrób to należycie - Brunet napawał się chwilą triumfu nad albinosem jednak ten zdawał się nie rozumieć jego słów. - No na co czekasz, na kolana - azjata postanowił się zabawić kosztem Allena. Chłopak spojrzał ze złością na bruneta. Po chwili uklęknął przed nim i błagalnym głosem powiedział.
- Kanda, błagam cię oddaj mi moją strzykawkę - jedyne co dostał w zamian to szyderczy śmiech.
-  Tylko na tyle cię stać?
- To co kurwa, może mam cię jeszcze nazwać swoim panem i władcą! - nie wytrzymał albinos.
- Jeśli myślisz, że jakiekolwiek słowa sprawią, że ci ją oddam to się grubo mylisz. Już ci mówiłem, że nie ma nic za darmo - Kanda był nieugięty.
- Kurwa, Kanda oddawaj mi tą strzykawkę, bo dłużej nie wytrzymam - Allen czuł jak stawał się coraz słabszy a ból silniejszy. Teraz było mu wszystko obojętne byle by coś zażyć. - Cholera, co chcesz dostać? Dam ci co zechcesz, zrobię wszystko co zechcesz tylko oddaj mi ta pieprzoną strzykawkę!!!
- Wszystko, mówisz - Kanda uśmiechną się przebiegle. Wiedział, że teraz może zrobić z albinosem wszystko na co ma ochotę.- W takim razie będziemy się pieprzyc.
- Co?

    Dzisiejszy dzień należał do tych kiedy wszyscy mają zły humor. Niestety Laviego też to dotyczy. Był zły. I to na każdego po trochu. Na Jasdero za to, że pobili Allena. Na Tykiego, bo pokazał bliźniakom, gdzie albinos się schował. Na Kandę, że nie potrafił się zaprzyjaźnić z Walkerem. Na siebie, że nie umiał mu pomóc. I na Allena, za to, że nie powiedział mu o kłopotach z Jasdero. Polubił tego chłopaka i życzył mu jak najlepiej, ale wiedział, że bez jego pomocy zginie w tej szkole. Właśnie zmierzał w kierunku pokoju Allena i Kandy. Niby chciał odwiedzić albinosa i go jakoś wesprzeć, ale z drugiej strony miał ochotę mu przywalić. Podejrzewał, że większość problemów chłopaka spowodowana jest narkotykami. Staje się wtedy zbyt śmiały i bezczelny. Poza tym Kanda nienawidzi narkomanów, więc raczej nie będzie miał z nim dobrych kontaktów. Laviemu w głowie zaczął narastać pewien plan, ale będzie musiał powiedzieć o nim, niestety, Kandzie. Chciał aby albinos rzucił to dziadostwo. Wiedział, że będzie to trudne, dlatego chciał by pomógł mu przy tym Kanda. W końcu jest jego współlokatorem, więc najłatwiej mu będzie pilnować albinosa. Tak.Powie o tym Kandzie i to przy najbliższej okazji.
    Lavi przerwał swoje rozmyślania bo właśnie doszedł do celu. Z rozmachem otworzył drzwi i z wielkim bananem na ustach krzyknął:
- Cześć A.... llen?
No i jest następny rozdział, wiem, że trochę krótki, ale wolałam dodać taki niż żebyście znowu czekały nie wiadomo ile na notkę. Mam nadzieję, że się spodoba i, że znów będę mogła przeczytać waszą opinię i spekulacje :)
Tak więc :
Komentarze bardzo mile widziane :D
Spekulacje co do następnego rozdziału jeszcze milej widziane ;)
No i pozdrowienia dla Was wszystkich, zwłaszcza dla tych najbardziej aktywnych (Gniewu, ShaynaTakahiwa, xAuguryx, Colourful-bunny) :D
© 2010 - 2024 kurosashi
Comments15
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
KateWolfie222's avatar
Czy jest tego ciąg dalszyyyy? :D jak tak dasz linkaaa? Bo mi się strasznie podobieee xD